XI Rajd Patrona

No i zaczęła się druga dziesiątka. Rajdów oczywiście. Było ich sporo więcej, właściwie od samego początku, kiedy Generał Franciszek Kleeberg został Patronem naszej szkoły. Piesze i rowerowe, drogami i na orientację.

Zaczęła się klasycznie, bo bez podwózek pociągiem - niby jak skoro kolej wozi autobusami – i do źródła, bo do miejsc naszej szkole najważniejszych. Tam właśnie gdzie toczył swą ostatnią bitwę, która nie tylko była jego ostatnią ale i ostatnią w kampanii wrześniowej 1939 roku: Kock, Wola Gułowska, Poznań (to nie pomyłka!), Kalinowy Dół…

Spod Internatu rowerzyści wyruszyli w tak zwanym wyjściowym ustawieniu: Prowadzący Pan Jacek, potem jeden za drugim rajdowicze, a na końcu zamykająca Pani Małgosia. Ulicami Tysiąclecia, Lipową, Jagiellońską, Partyzantów, Środkową, Kocką i Skotnickiego grupa wydostała się z Dęblina w kierunku Kleszczówki i Bobrownik. Potem jadąc wzdłuż rzeki przez Podwierzbie i Sędowice przecięli budowaną drogę ekspresową nr 17 pojechali dalej w Pradoliną Wieprza,  bardzo malowniczą i mało docenianą. Wystarczy zerknąć na mapę albo zdjęcie satelitarne. Na odcinku między Sarnami a Jeziorzanami rzeka wije się niemiłosiernie jak podrażniony wąż.

Po drodze nie sposób ominąć XVIII-wieczny drewniany kościół parafialny w Żabiance.  Kilka fotek i dalej w drogę. W oddali w kierunku południowym widać Farmę Wiatrową Lubartów - elektrownię wiatrową o łącznej mocy ponad 50 MW, a wzdłuż trasy kilkanaście kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt stawów.

Przyjemność jazdy bocznymi drogami została przerwana bo przez ponad 5km grupa musiała się poruszać po ruchliwej drodze krajowej nr 48 między Przytocznem a Stoczkiem Kockim. Na bardziej niebezpiecznych drogach prowadzi Pani Małgosia, a zamyka i zabezpiecza grupę Pan Jacek i tak też tu było. Nie było nawet jak przystanąć i popodziwiać daniele na pastwisku. Podobno tu, pod Przytocznem, jest ich największa hodowla w Polsce.

Po zjechaniu z czterdziestki-ósemki kolejne 7km znów były bezpieczne. Cykliści dojechali do Kocka, który wypiękniał bo ma odnowiony, ba, przebudowany rynek, który z pomnikiem Św. Heleny i zabytkowym kościołem tworzy jednolitą całość. Niedaleko położony jest Pałac Jabłonowskich, tych samych, którzy zlecili budowę kościoła. W Kocku nastąpił odpoczynek. Po gorącym posiłku wszyscy przejechali pod „Rabinówkę”, dom cadyka kockiego rabina Menachema Mendela Morgersterna, unikatowy drewniany budynek z wieżyczką. Potem odwiedzono wszystkie ważne miejsca związane z Franciszkiem Kleebergiem: pomnik, cmentarz wojenny żołnierzy SGO Polesie i grób samego Generała.  

Z Kocka rowerzyści ruszyli, a jakże, ulicą Kleeberga by tuż za mostem skręcić na północny zachód i przejeżdżając przez Wygnankę, Pieńki, Poznań, Leonardów i Sobiska dotrzeć tuż przed zmrokiem na nocleg do Zespołu Szkół w Woli Gułowskiej, której pomieszczenia udostępniane są od wielu lat rajdowiczom na nocleg. Można było również pograć w halówkę czy kosza w dopiero co wyremontowanej Sali gimnastycznej.

Nazajutrz grupa ruszyła w drogę powrotną. Wszyscy zdecydowali się wracać najkrótszą drogą. Przez Kalinowy Dół, miejsce ostatniej potyczki żołnierzy Kleeberga bitwie pod Kockiem, Zielony Kąt, Nowodwór, Wrzosówkę, Nowy Bazanów i Ogonów dotarli do Ryk, aby po odpoczynku przejechać ostatnie kilkanaście kilometrów i stawić się na mecie rajdu na placu pod Internatem.

Aż dziw bierze, że obyło się bez awarii rowerów. Właściwie i pogoda nie dała się zbytnio we znaki. Wiatr był korzystny, temperatura umiarkowana, a opady podczas powrotu minimalne. Szkoda tylko, że nie można było zwiedzić Muzeum w Woli Gułowskiej.

W ciągu tych dwóch dni grupa przejechała ok. 120km, z czego ok. 80 pierwszego dnia. Ale nie kilometry są tu ważne. Przecież po coś tam wszyscy byli. Ciekawe co Wam powiedzą…

 

 

Autor: J.R.